niedziela, 28 lutego 2010

Ptactwo

Największą ozdobą rodzinnego przyjęcia, miała być pieczona gęś.
Marynowałam ją w ziołach prawie dwie doby. Przeżywałam ogromnie, martwiłam się, że nie upiecze się na czas.
Była doskonale wypieczona, powiedzieć można, że była idealnie zrumieniona, miękka i rewelacyjna w smaku...
Jak było z gęsią??? Mogłabym opowiadać o tym godzinami.
Najpierw sporządziłam mieszaninę przypraw: majeranek, cząber, sól, pieprz, czerwona papryka i szczypta imbiru.
Następnie wzięłam ostry nóż i zaczęłam dzielić gęś na części. Niestety, kości były tak twarde i grube, że trzeba było udać się do sklepu po specjalny tasak, który ułatwił robienie małych porcji.
Oddzieliłam mięso od kości jak tylko dało się najbardziej - wszelkie pozostałości, dodałam do rosołu.
Miałam problem, gdyż gęś w ziołach powinna spoczywać w chłodnym miejscu. Wystawiłam ją na balkon z nadzieją, że nie zamarznie.
Na szczęście pogoda była łaskawa, temperatura nie spadała poniżej zera i gąska spokojnie leżakowała, nabierając smaku i aromatu.

Co prawda, nie upiekła się tak jak chciałam, ale nikt nie narzekał a wszystkie porcje zostały pochłonięte z wielkim smakiem przez biesiadników.
Wszyscy chwalili ;) Mogę więc cieszyć się "gęsinym" sukcesem.
Wyrozumiała Rodzinka :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz