sobota, 11 grudnia 2010

Śledzikowej biesiady ciąg dalszy

Wczorajsze działania w kuchni
wprawiły mnie w doskonały
nastrój i fantastyczne samopoczucie.
Walory smakowe i wizualne
potrawy umiliły wieczór.
Pochwałom nie było końca,
co niewątpliwie pozytywnie
wpłynęło na moje wrażliwe
na tym punkcie ego :D
Bardzo lubię śledzie.
Wspominałam już o tym
wiele razy. Lubię też komponować,
wymyślać i próbować wszelkich kombinacji z udziałem tych rybek.
Użyłam dziś trzy filety. Zapobiegliwie wczoraj wymoczyłam ich więcej :)
Śledzie pokroiłam w dzwonka i wymieszałam z czterema łyżkami
śmietany 18%. Skropiłam sokiem z połowy cytryny, odstawiłam.
Grapefruita obrałam ze skóry i błon, podzieliłam na nierówne cząstki.
Kilka suszonych śliwek pokroiłam artystycznie.

Talerzyk wyłożyłam liśćmi sałaty.
Brzeg szklaneczki zamoczyłam
w soku z cytryny a następnie
obtoczyłam w posiekanej natce.
Na dnie ułożyłam cząstki cytrusa,
potem śledziowe dzwonki.
Na rybie ułożyłam wianuszek
śliwek i pośrodku ponownie
grapefruita.
Ozdobiłam cząstkami mandarynki
i natką pietruszki.
Połączenie smakowe odpowiada
mi niezmiernie.
Chętnych zapraszam do degustacji ;)
Pogodnego dnia życzę :)

4 komentarze:

  1. jak zwykle wszystko pyszne mniam mniam
    Pozdrawiam Cie Alu bardzo serdecznie i zycze duzo ,duzo zdrowka

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam znowu. Do tej pory po prostu śłedzie lubiłam. Teraz jestem nałogowcem :) To jedyny nałóg, przeciwko któremu nie buntuje się moja rodzina ;)
    Ogromniaste buziaki :)

    OdpowiedzUsuń