Odkąd pamiętam, przepadałam
za ostrymi, zdecydowanymi
w smaku potrawami.
Teraz zmuszona jestem
ograniczać używanie takich
przypraw.
Jednak od czasu do czasu
pragnienie choćby przygotowania
czegoś, co zapiera dech w piersiach
i pali gardło, jest silniejsze
ode mnie ;)
Dlatego też, znając upodobania
mojej Mamy, przygotowałam specjalnie dla Niej sałatkę o wyjątkowo pikantnym smaku.
W pierwszej kolejności oczyściłam papryczki chili. Odkroiłam szypułkę
i wyjęłam pestki. Następnie dwukrotnie zalałam je wrzątkiem z solą
i moczyłam aż do całkowitego wystygnięcia wody.
Dwie łyżki sera feta połączyłam z dwoma ząbkami czosnku i łyżeczką
posiekanego, marynowanego zielonego pieprzu.
Nadziałam papryczki, schłodziłam, pokroiłam na cząstki.
Duży bakłażan pokroiłam wzdłuż na cienkie plasterki.
Posoliłam, odstawiłam na około pół godziny. Po tym czasie osuszyłam plasterki papierowym ręczniczkiem, usmażyłam na patelni z dodatkiem oliwy.
Bakłażan obficie wchłania tłuszcz, dlatego po usmażeniu przełożyłam go
ponownie na papierowe ręczniki, które przyjęły jego sporą część.
Na talerzyku ozdobionym karbowaną sałatą, ułożyłam
faszerowane papryczki, plastry oberżyny zwinięte w rulon, suszone pomidory
i oliwki nadziewane migdałami. Całość posypałam kaparami
i polałam dużą ilością oliwy.
Osobiście byłam w stanie przełknąć tylko bakłażany, pomidory i kilka oliwek.
Papryczki chili w połączeniu z bardzo słonym serem feta i czosnkiem
były dla mnie przeszkodą nie do pokonania.
Na szczęście, Mama zadowolona, zachwycona wręcz, pochłonęła
z wielkim apetytem całą papryczkę.
Polecam wszystkim odważnym i zaprawionym w smaku miłośnikom
ostrej kuchni. Do takiego posiłku lekkie półwytrawne wino
jest elementem obowiązkowym.
:)
Jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa. Każdy kontakt z chili czy inną papryczką
tego typu, wymaga dokładnego, wielokrotnego mycia rąk.
W żadnym razie nie należy dotykać oczu i innych, wrażliwych części ciała,
gdyż grozi to poważnym poparzeniem.
Mnie jeszcze teraz pieką dłonie.
Ale to nie szkodzi, efekt się liczy :D
Kiedyś zrobiłam ostry sos guacamole (meksykański sos z awokado i papryki), ale po tym dostałam zgagi i zgagę mam w ogóle po ostrych... Teraz poprzestaję na curry (a i to niewiele) i odrobinie pieprzu. Chili ta nasza swojska, dostępna w sklepach, to i tak jeszcze nic w porównaniu z piri-piri :) Wolę nawet nie wiedzieć jak tamta pali :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNa piri-piri to ja nawet nie patrzę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Zimbabwe :)