czwartek, 8 września 2011

Zrazy wołowe

Potrawa ta kojarzy mi się
z uroczystościami i specjalnymi
świętami.Tym razem było
podobnie. Przygotowałam zrazy
z powodu wyjątkowego spotkania :)
Kilogram świeżej, zrazowej
wołowiny pokroiłam na równe
plastry. Rozbiłam je nieco, po czym
z jednej strony posmarowałam
musztardą i posypałam pieprzem.
Na każdym kawałku położyłam
plaster wędzonego boczku,
po dwa paski czerwonej i żółtej
papryki, cząstkę cebuli i nieco małosolnego ogórka. Ciasno zwinęłam,
spięłam wykałaczkami. W głębokiej patelni rozgrzałam chlust
oleju. Podsmażyłam zrazy z każdej strony. Gdy były rumiane wlałam
trzy stołowe łyżki wody. Dodałam jedną dużą marchew, kawałek selera,
ziele angielskie, liść laurowy, nasiona kolendry, ziarna pieprzu
i dwa goździki. Dusiłam na maleńkim ogniu prawie trzy godziny.
Kiedy mięso było prawie miękkie dodałam morską sól do smaku
oraz niecałą szklankę czerwonego, półwytrawnego wina. Przykryłam, dusiłam jeszcze
kilkadziesiąt minut do miękkości.
Bardzo smacznie polecam :)

4 komentarze:

  1. i ja mam podobne skojarzenia, zrazy bywają w zasadzie wyłącznie na specjalne okazje:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam zdrazy :) Jak byłam młodo upieczoną mężatką i chciałam się popisać swoimi kulinariami przed mężem, mówię sobie.. zrobię zrazy.
    Czasy były wtedy ciężkie, trudno było cokolwiek dostać. Czasami produkty były w opakowaniach zastępczych.
    Wracając do zrazów: Wzięłam się ochoczo za robienie.. czytam co dodać.. napisano.. ogórek ..cebule.. więc dodałam co trzeba.. Potem napisano.. przepić zapałkami lub "zabezpieczyć" nitką, żeby się nie rozleciały.. wzięłam więc nitkę.. no powiedzmy jako początkująca w odpowiedniej ilości.. ;)
    Na koniec czytam .. obtoczyć w mące.. wzięłam więc opakowanie gdzie napisano mąka i obtoczyłam te zrazy.. i na patelnie z nimi..Ale co to?.. na patelni mąka ze zrazów mi zniknęła.. więc wyjęłam opakowanie z mąką i dodałam ponownie..
    Wrzuciłam do wody, woda jakoś tak dziwnie zmętniała.. myślę sobie nic to pewnie tak musi być.. Posoliłam popieprzyłam.. i dalej uparcie gotuję. Gdy zrazy były już miękkie.. myślę sobie .. spróbuję jak zrobię gotowy sos z mąką to wtedy będę wiedziała ile jeszcze doprawić.. Więc sypię znów mąkę.. .. woda zrobiła się jakoś taka dziwna....
    Ja do próbowania .. a to SŁODKIE ! i za opakowanie, gdzie napisane mąka a tam z boku mała pieczątka.. cukier puder opakowanie zastępcze.
    Mąż chciał je ratować.. myślał że może da sie je zjeść.. nawet próbował odwinąć.. ale nie mógł wyplątać z gąszczu nitek.. ( zużyłam wtedy całą szpulkę na pół kilograma mięsa ;) Takie to były moje pierwsze zrazy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha ha ha, genialne :) Początki gotowania wspaniale się wspomina, szczególnie takie wpadki.
    Serdecznie Cię pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm... nie przepadam za zrazami, ale za to ten sosik, który zawsze m towarzyszy, dla niego i zrazika zjem :)

    OdpowiedzUsuń