piątek, 7 maja 2010

Koniec tygodnia

Jak dobrze, że już jest piątek.
Przed nami dwa dni wypoczynku.
Miniony tydzień był dla mnie
bardzo wyczerpujący, intensywny
i stresujący.
Większość czasu spędziłam
w przychodni rejonowej,
w poradni przyszpitalnej-
i choć szczegółowe badania
dopiero przede mną,
mam już szczerze dosyć.
Właściwie muszę przyznać,
że wyjątkowo łaskawy jest dla mnie los.
Do tej pory choróbsko
"dopada" mnie średnio raz na dziesięć lat.
Przy każdym takim
"miłosnym uniesieniu" choroby,
ląduję w szpitalu.
Tak będzie i tym razem, ale na szczęście
nie spędzę tam więcej czasu, niż trzy dni.
To kolejne doświadczenie,
które z pewnością mnie wzmocni.
Bardzo spokojnie podchodzę
do tego wszystkiego,
jedna rzecz tylko mnie ogranicza.
Ból.
On jest niekiedy nie do zniesienia.
Ogranicza moje życie, mój umysł, wywołuje lęk i bezsenność.
Wiem, że za kilka tygodni to minie.
Po niezbyt skomplikowanej operacji jeszcze troszkę pocierpię,
rana się zagoi i wszystko wróci do normy.
Do następnego razu...

Z okazji rozpoczętego już weekendu, zrobiliśmy sobie apetyczny deser.
Lody wiśniowo-malinowe, bita śmietana, brzoskwinie z puszki.
Wszystko to polane ajerkoniakiem i przybrane listkami melisy.
Zapewniam, że skutecznie poprawia nastrój, łagodzi ból i wywołuje poczucie niedosytu ;P
Dobrej nocy życzę wszystkim i pogodnego weekendu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz