Uwielbiam ciabattę.
Najbardziej jeszcze ciepłą,
kupioną w zaprzyjaźnionym
sklepiku w rzymskiej dzielnicy
Monte Sacro.
Długo szukałam receptury,
która choć w części oddałaby
tamten smak.
Wypróbowałam kilkanaście
różnych przepisów, ale
z żadnego nie byłam w pełni
zadowolona. Wreszcie trafiłam
na ten. Pochodzi z miesięcznika La cucina italiana z 1998 roku.
50 dag maki pszennej, 50 dag kaszy manny,
łyżeczka cukru, łyżeczka soli, 5 dag drożdży, 6 łyżek oliwy,
7 dag suszonych pomidorów, 2-3 gałązki rozmarynu
i około 550 ml ciepłej wody.Drożdże rozmieszałam z cukrem, odstawiłam do wyrośnięcia.
Mąkę, kaszę mannę i sól
przesiałam, wsypałam
na stolnicę. Wlałam oliwę,
zaczyn i część wody.
Zaczęłam wyrabiać, stopniowo
dodając resztę wody.
Gdy ciasto zrobiło się
elastyczne i przestało się
kleić do rąk, przełożyłam
do miski wysmarowanej oliwą,
przykryłam ściereczką,
odstawiłam do wyrośnięcia.
W międzyczasie posiekałam rozmaryn i pokroiłam drobno pomidory.
Połączyłam z wyrośniętym ciastem, raz jeszcze wyrobiłam.
Uformowałam cztery owalne placki, posmarowałam je oliwą
i ponownie odstawiłam, by wyrosły.
Piekłam 20-25 minut w piekarniku rozgrzanym do 200°C.
Bardzo smacznie polecam.
Buon Appetito :)
A ja ciabattę najlepszą mam albo w Lewiatanie albo w Biedronce :) Tam można kupić naprawdę duże i puszyste, a czasem trafiają się nawet z pomidorkami. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKocham zapach domowego pieczywa... Smak chrupiącej, zarumienionej skórki jeszcze gorącego chleba i bułek.
OdpowiedzUsuńPrzepis sobie zapisze w ulubionych, jak wrócę z diety to spróbuję upiec ;)