Fasolę lubię odkąd pamiętam.
Gorąca, pożywna, gęsta
potrawa pachnąca czosnkiem,
majerankiem, wędzonym
boczkiem i gałką muszkatołową
wspaniale rozgrzewa i rozwesela
w ciągu pochmurnych dni.
Dziś późnym popołudniem
zaświeciło wreszcie słońce,
co sprawiło wszystkim ogromną
radość :)
Pół kilo fasoli "Jaś" wypłukałam
i zalałam zimną wodą.
Dodałam 5 ząbków czosnku, łyżeczkę kminku, gałązkę kolendry i lubczyku.
Odstawiłam na całą noc. Rano przelałam do garnka, dołożyłam kawałek
wędzonego boczku w kawałku (około 35 dag) oraz przyprawy:
ziele angielskie, liść laurowy i maleńką, suszoną papryczkę peperoni.
Ugotowałam do miękkości, po czym posoliłam.
Na patelni podsmażyłam kolejną porcję wędzonego boczku,
który pokroiłam w dużą kostkę (około 25 dag) wraz z jedną drobno
posiekaną cebulą. Ugotowany boczek podzieliłam na kawałki i połączyłam
wszystkie składniki. Dodałam niepełną szklankę przecieru pomidorowego
(nie koncentratu!). Doprawiłam majerankiem i gałką muszkatołową.
Bardzo smacznie polecam :)
Tradycyjne i pyszne, uwielbiam fasolkę po bretońsku :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Bardzo sycąca, rozgrzewająca na zimne dni.
OdpowiedzUsuńZapraszam:
www.amatorskiegotowanie.blogspot.com
Uwielbiam, szczególnie na kolację. :)
OdpowiedzUsuń